Każdy z nas zna ten moment: uprawa wchodzi w najpiękniejszą fazę, topy puchną, aromat gęstnieje, a w głowie rodzą się plany idealnego suszenia. I właśnie wtedy, kiedy wszystko wygląda jak z katalogu, pojawia się ona – Botrytis cinerea, zwana szarą pleśnią. Nie hałasuje, nie błyszczy – po prostu korzysta z odrobiny wilgoci i bezruchu, by w kilka dni zmienić tygodnie pracy w szary pył.
Jak zaczyna się historia z Botrytisem
Na początku nie widać nic „spektakularnego”. Ot, subtelne matowienie pojedynczych kwiatków cukrowych, jakby ktoś muśnięciem pędzla zdjął z nich połysk. Potem zaskakuje zapach – nie ten żywiczny, tylko słodkawo-stęchły, trudny do nazwania, ale niepokojący. W gęstych topach pleśń rozwija się od środka – z zewnątrz wciąż jest pięknie, w środku zaczyna się gnicie. Delikatne ściśnięcie palcami zdradza miękkość tam, gdzie powinna być „sprężyna”. To alarm. Im szybciej zareagujesz, tym więcej ocalisz.
Dlaczego właśnie teraz?
Botrytis uwielbia układ: dużo biomasy, wysoka wilgotność względna, chłodniejsze noce i słaba cyrkulacja powietrza. Klasyczne „okno ryzyka” to ostatnie 2–3 tygodnie kwitnienia, zwłaszcza gdy:
- nocą wilgotność skacze powyżej ~55–60%,
- w namiocie brakuje ruchu powietrza w „strefach cienia”,
- roślina ma bardzo gęstą strukturę kwiatów i liści,
- pojawia się kondensacja (rosa) wewnątrz topów po zgaszeniu światła.
Botrytis nie potrzebuje wiele. Kilka godzin stagnacji powietrza, resztka wody po zraszaniu, przeciążone filtry i już tworzy się mikroklimat, w którym grzyb rośnie szybciej, niż zdążysz zaparzyć kawę.
Wczesne rozpoznanie – sztuka „widzenia dotykiem”
U doświadczonych growerów czujność włącza się, gdy:
- pojedyncze kwiatki szarzeją i kruszą się przy dotyku,
- cukrowe listki brunatnieją u nasady i odchodzą jak papier,
- w środku topa czuć wilgotne „sparzenie” – tkanka traci sprężystość,
- zapach zaczyna iść w stronę słodkiej stęchlizny.
Nie bój się sekcyjnych cięć kontrolnych. Lepiej naciąć jeden podejrzany top i upewnić się, że w środku jest zdrowy, niż nazajutrz zobaczyć szarą katedrę rozkwitu.
Co robić, gdy Botrytis już jest
Tu nie ma miejsca na półśrodki. Botrytis to nie przebarwienie, które „przejdzie”. To wyścig.
- Natychmiastowa izolacja zakażonej tkanki.
Ostrym, zdezynfekowanym narzędziem (alkohol izopropylowy) usuń cały porażony fragment z zapasem zdrowej tkanki. Nie „strzepuj” pleśni – zarodniki fruwają jak pył. - Podwójna higiena.
Po każdym cięciu wytrzyj narzędzie. Zmieniaj rękawiczki, a resztę porażonego materiału zamykaj w worku i wynoś poza pomieszczenie. Nigdy nie susz ani nie przetwarzaj spleśniałych kwiatów do konsumpcji. - Korekta klimatu w godzinę, nie jutro.
Zjedź z wilgotnością do ~42–48% w dzień i utrzymaj minimalnie wyższą temperaturę nocą niż dniem (odwrócenie delty T ogranicza kondensację). Zwiększ wymianę powietrza i lokalny ruch w koronach. - Decyzja o częściowym, kontrolowanym zbiorze.
Jeśli ognisk jest kilka i pojawiają się codziennie – rozważ etapowy zbiór partii najbardziej dojrzałych topów, zanim grzyb zrobi to za Ciebie.
Profilaktyka, czyli jak nie dać Botrytisowi powodu do odwiedzin
Prawda jest taka: szara pleśń atakuje tam, gdzie może wygrać logistyką. Twoją odpowiedzią jest organizacja.
- Cyrkulacja powietrza warstwa po warstwie.
Jeden wentylator „na front” to za mało. Daj lekki, stały ruch w dolnej, środkowej i górnej strefie roślin. Liście mają drżeć, nie łopotać. Strefy martwe? Przestaw wentylatory, dodaj małe klipsowe. - Wilgotność pod kontrolą, zwłaszcza w nocy.
Największe szkody dzieją się, gdy światła gasną. Zastosuj wyższą wymianę powietrza po „lights off”, uruchom osuszacz na godzinę-dwie w pierwszym oknie nocnym. W końcówce kwitnienia trzymaj RH w rejonie 45–50%. - Architektura rośliny.
Delikatne „prześwietlanie” (defoliacja celowana) otwiera wnętrze topów. Usuwaj liście, które zasłaniają przepływ powietrza i sklejają kwiaty. Lepiej mniej liści, niż jeden wilgotny „kieszeń-top”. - Zero mokrych kwiatów.
Po zraszaniu w wegetacji – tak, w kwitnieniu – nie. Nie podnoś wilgoci lokalnie nad ranem ani tuż po zgaszeniu lamp. Jeśli podlewasz wieczorem, dawkuj tak, by podłoże nie „parowało” w nocy. - Czystość i dyscyplina.
Po każdym cyklu myj ściany namiotu, tacki, kratki, wentylatory. Filtry i przewody – kontrola, czyszczenie, wymiana. Wnosząc nową roślinę, traktuj ją jak „gościa w białych rękawiczkach”: inspekcja, ewentualna kwarantanna. - Różnicowanie wielkości topów.
Kuszą „kolby”, ale to właśnie one najłatwiej duszą się od środka. Siatki (SCROG), trening rozkładający masę kwiatową na więcej mniejszych „oddechów” – mniej ryzyka, często podobny plon netto.
Mała dygresja o suszeniu (bo tu pleśń też lubi wracać)
Bywa, że wszystkie tygodnie bez Botrytisa psuje… słabe suszenie. Po zbiorze trzymaj RH w okolicy 55–60% i stabilne 17–19°C, z łagodnym ruchem powietrza obok, nie „na” kwiaty. Zbyt mokro – grzyb wraca; zbyt sucho – aromat ucieka. Tu wygrywa cierpliwość i równowaga.
Czego nie robić – lista krótkich „nigdy”
- Nigdy nie „opryskuj” kwiatów późno w kwitnieniu licząc, że chemia „zje” Botrytisa w środku topa.
- Nigdy nie mieszaj porażonego materiału z resztą plonu („na ekstrakcję będzie ok”) – to ryzyko dla zdrowia.
- Nigdy nie bagatelizuj pojedynczego, małego ogniska. Botrytis nie żartuje.
Kiedy przyspieszyć zbiór, a kiedy jeszcze walczyć?
Jeśli ogniska pojawiają się codziennie mimo korekt klimatu, a rośliny są w strefie dojrzałości – rozsądny, etapowy zbiór uratuje jakość. Gdy problem jest punktowy, a pogoda/klimat już opanowane – precyzyjne cięcia, higiena i 48–72 godziny czujnej obserwacji potrafią zatrzymać temat. To trochę jak z pożarem trawy: jeśli go „przydeptasz” od razu, nie zamieni się w las.
Podsumowanie – wygrać z grzybem organizacją
Botrytis nie jest „karą”, tylko konsekwencją określonych warunków. Odbiera plon tam, gdzie pozwalamy mu poczuć się komfortowo: w wilgoci, bezruchu, w gęstych, ciepłych kieszeniach topów. Antidotum jest proste w teorii, wymagające w praktyce: ruch powietrza, stabilny klimat nocą, architektura roślin i dyscyplina higieniczna. A kiedy mimo wszystko szara pleśń zapuka – tnij czysto, wyrzucaj bez żalu i natychmiast porządkuj warunki.
Paradoksalnie, wielu z nas dopiero po przygodzie z Botrytisem zyskuje „rękę” do kwitnienia. Bo uczy on najważniejszego w tej sztuce: cierpliwej kontroli niewidocznego. I kiedy na koniec sezonu otwierasz suszarnię bez cienia szarości – wiesz, że wygrała nie siła, ale konsekwencja.